Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 436.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tna. Ale Roman Gotard, zaledwie spostrzegł smutek matki, wnet ku niéj poskoczył i rękę jéj pochwycił:
— No, przepraszam cię, mateczko kochana, ja tak tylko przez prędkość powiedziałem.
I, wpadając w wesoły bardzo humor, i obejmując ramieniem kibić matki, zawołał:
— Ech! zobaczysz, mateńko! wszystko dobrze będzie! Znikną przed nami ziemskie zapory, których się dla nas obawiasz... serca dążą do siebie, jak gwiazdy na niebie, powiedział jakiś poeta... to bogata panna, matuniu, i zobaczysz.. ty i ja zajaśniejemy jeszcze kiedyś na świecie, użyjemy życia... Salony, mateczko, lokaje... meble, aksamitem kryte... wszystkiego w bród!...
Nagle spójrzał na krzesło, na którém siedziała była Żancia; wdzięczna postać młodéj panienki, musiała stanąć mu przed oczyma, bo zerwał się z siedzenia na równe nogi, obie ręce podniósł do czoła, i w paroxyzmie najwyższego zachwytu, najnamiętniejszego uniesienia, zawołał:
— To nadludzka istota, mamo! to... ziemski Anioł!...
Pani Herminia tymczasem, ukończywszy swą, w dobroczynnych celach podjętą, wędrówkę, wróciła do domu w kwadrans zaledwie po powrocie Żanci.
— Czy moja córka znajduje się w salonie, czy