Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 426.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie szczuplejszą, drobniejszą, więcéj zwiędłą, zmęczoną i zalęknioną, niż kiedy. Pomiędzy dwiema kobietami zaczęła się rozmowa, śród któréj naturalnie pani Róża prym trzymała. Było tam wiele wspomnień o Lidzie, i o nieboszczyku mężulku Wąsikowskiéj, i wspólnych dawnych znajomych, których daty urodzin i nazwy miejsc stałego pobytu pani Róża wymieniała z niedającą się niczém zmącić akuratnością i pamięcią.
Żancia tymczasem, siedząc wyprostowana na twardém krzesełku, nie przyjmowała w rozmowie żadnego udziału. Rozglądała się ona wkoło siebie, i wydawała się coraz mocniéj zdziwioną i zasmuconą. Nigdy w życiu swém nic podobnie brzydkiego nie widziała, jak ta izba zajezdnego domu. Obicia na ścianach były tam wprawdzie czyste, ale jakże rażąco zły smak przewodniczył w malowaniu rozpościerających się na nich szerokich czerwonych bukietów, na tle brudno popielatém! Krzesłom i kanapce nie brakło wprawdzie żadnéj nogi, ale poręcze ich były bardzo brzydkie, ciężkie, niezgrabne, żółte, materace twarde, a okrywające je płócienko spłowiałe i gdzieniegdzie podarte. Co jednak najmocniéj raziło oczy młodéj panny, to znajdujący się w izbie piec i wiszące u dwóch okien firanki. Piérwszy zajmował sporą część izby, tak był wielki, i świecił obrzydliwą żółtą gliną, którą świeżo snadź zalepiono, powstałe w nim pomiędzy staremi cegłami, dziury; drugie, czyste i nie-