Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 425.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pani Róża zaczynała jeszcze dopiéro swoję rekomendacyą, kiedy Żancia, która, dotąd stojąc nieruchomo przy drzwiach, wlepiała wielkie uważne oczy swe w bladą i zwiędłą twarz Wąsikowskiéj, szybkim ruchem ujęła pomarszczoną delikatną rękę staréj kobiety, pochyliła się i ustami przylgnęła do jéj ramienia. Wąsikowska cofnęła się nieco z razu ze zdziwienia i zalęknienia, ale nagle myśl jakaś błoga, pełna wdzięczności i nadziei, przejść jéj musiała przez głowę, bo z żywém poruszeniem wyciągnęła obie ręce, objęła niemi głowę młodéj dziewczyny i, przyciskając ją do swéj piersi, szepnęła wzruszonym, serdecznym głosem:
— Niech ci Bóg błogosławi, moja dobra, śliczna panienko!
Bóg tylko wié, jakie opowiadania, jakie zwierzenia się Romana Gotarda, przyjść musiały do pamięci jego matki w chwili, gdy tak poufale i uroczyście witała ona nieznaną sobie córkę Brochwiczów; ale uścisk staréj kobiety, o szczupłéj kibici i zmęczonych oczach, był tak gorącym, szept tak serdecznym i zarazem nieśmiałym, że Żancia przez kilka sekund pozostała schylona ku jéj piersi, a gdy wyprostowała się, twarz jéj okrywał wyraz rozrzewnienia i za długiemi, spuszczonemi rzęsami, połyskiwała łza.
Pani Róża tymczasem rozpostarła już zieloną suknią swą na wązkiéj kanapce, a Wąsikowska, usiadłszy obok niéj, wydawała się przez porówna-