Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 413.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zejdź na dół i przynieś mi parę lepszych z toalety mamy.
Gdy duegna, gdérząc trochę, wyszła po szpilki, Żancia rzuciła się ku pani Róży.
— Ciociu! — szepnęła — kiedy ciocia pójdzie z wizytą, do pani Wąsikowskiéj?
— A choćby i dziś jeszcze, kochańciu — odpowiedziała pani Róża, bystro na młodą dziewczynę spoglądając — dzień piękny, słoneczko świeci...
Żancia rzuciła kokardę na stół i złożyła ręce.
— Ach! jakbym ja chciała... — zaczęła.
— Czego-byś chciała, rybciu?
— Poznać jego matkę!
Sposób, w jaki wymówiła wyraz: jego, okazywał wyraźnie, że biedna iskierka, tak starannie przysypywana popiołem, uczyniła wielkie postępy w wydobywaniu się na świat Boży.
Całowała ręce pani Róży, zarzucała ramiona swe na jéj szyję, tuliła się do jéj piersi, szeptała jéj na ucho pieszczotliwe wyrazy. Żywą, bardzo żywą była w chwilach wywnętrzania się i swobody ta młoda dziewczyna, tak poważna, powolna, nieledwie martwa, gdy czuła się pod okiem swéj matki.
Pani Róża wydawała się trochę zakłopotaną. Mrugała powiekami i milczała chwilę; potém zaś, wśród pieszczot przyjmowanych i oddawanych, mówiła:
— Czego ty chcesz, rybciu? czego? Jeżeli ci chodzi o Romulka, to go i tu czasem widujesz...