Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 412.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rumu i t. d. Bozka rozmowa serc tyczyła się nadziemskiéj istoty; salony, lokaje, bufety i t. d., kojarzyły się z nazwą córki bogaczy.
Jakkolwiekbądź, od dnia owego pani Róża, ile razy spotkała Romana Gotarda i rozmawiała z nim chwilkę, wbiegała do pokoju swego, pełna zachwycenia i najprzychylniejszych dla niego usposobień.
— Jak się to biedactwo wykształciło! — mówiła do Żanci, która najczęściéj ubierała się w téj porze. — Śliczności kawaler z tego Romulka! Ugrzeczniony, pełny uszanowania dla dam, i nawet dość rozmowny! Cukierek chłopiec! Ot, szkoda tylko, że w surducinie wytartéj troszkę chodzi, a rękawiczki, to Boże odpuść! więcéj już chyba gumelastyki zjadły, niż same warte.
Pewnego dnia, do uwag poprzedzających pani Róża dodała:
— Muszę kiedy zebrać się i pójść z wizytą do jego matki... Z porządnéj familii kobiecina... Dojwałłówna z domu...
Żancia, która, stojąc przed lustrem, przypinała sobie kokardę do kołnierzyka, z żywém poruszeniem zwróciła się na te słowa ku pani Róży, ale, przypomniawszy sobie snadź obecność Drylskiéj, powstrzymała wykrzyk jakiś, który cisnął się jéj na usta.
— Moja Drylsiu! — rzekła — takie mi niedobre szpilki kupiłaś. Wszystkie gną się i łamią tak, że nie mogę nawet kokardy przypiąć. Proszę cię,