Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 362.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Maryan słuchał słów ojca z uwagą i uszanowaniem, Brochwicz mówił daléj:
— Półtora roku już minęło od powrotu twego z za granicy; przez ten czas mogłeś dostatecznie przypatrzyć się trudom, jakie ponosiłem, i staraniom a wysileniom, jakich dokonywałem w celu zapobieżenia ruinie majątkowéj, która tak łatwo spotkać może każdego z nas, śród niepospolitych okoliczności i nowego porządku rzeczy, w jakie wtrąceni zostaliśmy. Oprócz tego, sam widzisz i oceniać zapewne musisz troskliwość, z jaką wychowuję młodszych twych braci, i koszta, jakie na edukacyą ich ponoszę...
Tu Maryan po raz piérwszy przerwał mowę ojca.
— Mój ojcze! — rzekł z uczuciem — byłeś dla mnie ojcem najlepszym i najtroskliwszym, i jesteś takim dla braci moich.
— Tak — odparł Brochwicz — kocham was szczerze; rodzina i obowiązki jéj były jedyném polem, na którém wolno mi było rozwijać uczucia moje i działalność. To téż wierzaj mi, mój Maryanie, że przyszłość wasza leży mi bardzo na sercu i o niéj-to właśnie mówić z tobą chciałem.
Na wzmiankę o przyszłości, brew Maryana drgnęła lekko, powieki w dół opadły. Było to przecież jedno mgnienie oka.
— Słucham cię, mój ojcze — wyrzekł młody