Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 354.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co zgniło? — tonem zdziwienia zapytał pan Jan — tłómacz się jaśniéj, mój Sumski.
— W stertach na Widném zboże zgniło — wydobył się z pod czerwonéj chusty głos ochrypły i zdławiony, — te deszcze przeklęte padały całe lato... jak bywało błyśnie pogoda, to chłopi u siebie zbierają, a na nasze grunta i pies nie szedł...
— A! — stęknął pan Jan i podniósł się z fotelu głębokiego, w którym dotąd na-pół leżał — cóż to za gospodarowanie takie, mój Sumski! Widzianeż to rzeczy, aby zboże w stertach gniło! nie możnaż było w sposobniejszy czas zebrać, albo nakoniec wysuszyć, czy co tam takiego z niém zrobić! Wszakże to strata wielka. Ja na te sterty właśnie liczyłem, aby, sprzedawszy je, nadzwyczajne podatki opłacić... a teraz cóż będzie? exekutor na karku! pieniędzy niéma!
Długo pan Jan mówił w ten sposób, szerokiemi krokami po pokoju chodząc, czoło dłonią pocierając i Sumskiemu wymówki czyniąc, pomiędzy któremi jednak nie zaplątało się ani jedno słowo, nie już ostre i grubijańskie, ale najmniéj choćby niedelikatne.
Sumski stał nieruchomy, plecami do ściany wciąż przyparty. Słów dziedzica w najgłębszém słuchał milczeniu, chustę czerwoną tylko miął w rękach, i wytrzeszczonemi oczyma, które wilgotniały coraz bardziéj, za przechadzającym się panem Janem wo-