Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 342.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jakie wyjdą z pod rąk naszych, tak, aby nie było w nich fałszu i dysharmonii...
Uśmiechała się, mówiąc to; dwa figlarne dołki wyżłobiły znowu jéj policzki, a w oczach, które utkwiła w twarzy Maryana, drgało mnóztwo tych błyszczących i migotliwych szatanków, które nazywają się: wabnością, zalotnością, żartobliwością, pociągającą zagadkowością, drażniącą tajemniczością i t. d. Były to szatanki śliczne, wabne, drażniące; a jednak widok ich nie wywołał na twarz młodego człowieka ani radości, ani admiracyi, ani nawet zajęcia, lub wyższego stopnia uprzejmości. Maryan owszem spuścił oczy, jakby ich widziéć nie chciał, jakby one mu się nie podobały, jakby na nim przykre nawet wrażenie wywarły.
— Jak w muzyce, tak i w życiu — odparł z wolna — największą i najtrudniejszą sztuką jest zachowanie harmonii.
— Wpadasz w filozofią, Marysiu — zarzuciła pani Herminia, nierada widocznie z obojętnego zachowania się syna.
— Jeżeli idzie, moja mamo, o rzecz tak ważną, jak ustrzeżenie się fałszu...
— Ty i panna Teofila ustrzeżecie się go pewnie, z waszą biegłością w muzyce...
— Najbieglejszy muzyk omylić się może i fałszywym akordem razić srodze siebie i innych.