Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 327.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i do opowiedzenia trudne, niepodobne niemal. Miał-że, mógł-że opowiadać o tém, że, wyszedłszy z domu o zwykłéj porze, przeszedł parę razy ulicę, przy któréj mieszkał, zanim wymógł na sobie, aby wejść na tę, przy któréj ona mieszka; że, doszedłszy raz do bramy prawie jéj domu, wrócił się i szedł z wolna chodnikiem pomiędzy tłumem przechodniów, myśląc nad tém, czy powie jéj słowa, z jakiemi szedł do niéj, postanawiając na nowo to, co postanawiał już był w duchu kilka razy, postanowienia nigdy spełnić nie mogąc; że wstępował na wschody mieszkania jéj bardzo powoli, i dotykał dzwonka u drzwi jéj zawieszonego tak lekko, jakby pragnął, aby dnia tego nikt go nie słyszał, nikt mu nie otworzył, i aby, nieusłyszany i niewpuszczony, odejść mógł dziś jeszcze, dziś tylko, nie wyrzekłszy tego, co do wyrzeczenia było mu bardzo trudném? Oto dlaczego się spóźnił. Co się stało? Stało się w nim samym coś, czego on w sobie miéć nie chciał: podniósł się w nim głos, którego on słuchać nie mógł; powstały przed nim obrazy, które on usunąć od siebie pragnął. Dlatego wyglądał zmienionym i wzruszonym, ale mógł-że na jéj natarczywe pytania odpowiedzieć bezpośrednio? nie mógł i nie odpowiedział, Milczał chwilę; ręka jego zaciskała się silnie około mahoniowéj poręczy krzesła, a im silniéj się zaciskała, tém więcéj rysy jego wracały do zwykłego sobie wyrazu. Spokojnym znowu