Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 317.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sekund potém, spoglądała na zegarek, rzucała wzrok za szyby, i szybkie, lecz baczne spójrzenie zatapiała w głąb’ ulicy, na któréj leżała warstwa śniegu, i po któréj sunął szary tłum przechodniów. Im więcéj upływało czasu, tém więcéj zdawała się wzrastać niecierpliwość, młodéj panny, było to więcéj niż niecierpliwość, z kaprysu jakiegoś, z chwilowéj jakiéjś zachcianki wynikająca; był to niepokój, którego źródło tkwiło zapewne w głębi piersi, podnoszonéj od chwili do chwili falami przyśpieszonego oddechu, w sercu, którego wzmożone ciche bicie urywało niekiedy mowę jéj w połowie zaczętego wyrazu, w głowie, która, jakby zmożona myślą jakąś despotyczną i upartą, na mgnienie oka schylała się ku ziemi, aby podnieść się znowu, rzucać dokoła swobodne spójrzenia, wesołe uśmiechy i uprzejme słowa, i znowu wzrokiem badać wskazówki małego zegarka, i biedz po-za szeroką szybę, za którą w dole szarzała i szemrała ludna ulica. Od zegarka tego, od téj ulicy, młoda panna widocznie oczekiwała czegoś, oczekiwała i doczekać się nie mogła. Ogarniało ją nerwowe wewnętrzne drżenie, które poskramiała z całą siłą i umiejętnością panowania nad sobą światowéj kobiety, którego jednak poskromić nie mogła do tego stopnia, aby uszło bystrych, przenikliwych, ruchliwych oczu pani Róży. Pani Róża mogła nie dostrzedz wielu bardzo wielkich rzeczy na świecie, ale zupełném było niepodobieństwem, aby ukrywane westchnienia, stłumione drże-