Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 306.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i gdyby nie otrzymana pewność, że Moniuszko oddawał się temu samemu zawodowi, kto wié, czy nie wprawiła-by go w jeden z tych napadów rozpaczy i melancholii, którym ulegał często. Oprócz Moniuszki przecież, pocieszało go, a nawet w zachwyt wprawiało wspomnienie o młodém bladém dziewczęciu, z czarnym warkoczem, i wielkiemi, piwnemi oczyma, w których migotały połyski złota. W dodatku, jakby dla wzmożenia exaltacyi młodego muzyka, figlarny i marzący księżyc, płynąc z wolna po rozpogodzoném niebie zimowém, szerokie smugi światła rzucał do ubogiéj izdebki zajezdnego domu, uścielał niemi brudną podłogę, i spróchniałe ramy małego okna oplatał ruchomą, srebrzystą siecią. Roman Gotard lubił światło księżyca, i poczuwał się niejako do obowiązku patrzania na nie, ilekroć jaśniało ono na niebie. Teraz w powodzi światła tego, unosiła się przed nim eteryczna postać dziewicza w szacie białéj, podobnéj do tych, w jakie stroją się zwykle wieszczki, nimfy, aniołowie, i inne nadprzyrodzone istoty. W ręku trzymała palmę tryumfu, czarne, rozplecione jéj włosy zwieńczone były mirtem. Powoli, wokoło idealnéj téj postaci unosić się zaczęły tony jakiéś, niewyraźne z razu, ciche, niby brzęczenie arfy, niby jęk gitary, niby płaczący śpiew wiolonczeli... Stopniowo, tony mnożyły się, wzmagały, uwyraźniały, wiązały tercye; brzmiały oktawami, szalały walcem, marzyły nokturnem, roz-