Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 301.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z oburzenia niezwyczajnego wpadł w niezwyczajną również radość. Piérwsze i druga były zupełnie szczere, tylko, jeżeli w gniewie wyglądał na rozzłoszczonego ptaka, miotającego się w klatce, uradowanie czyniło go podobnym do dziecka. Poskoczył ku matce i pocałunkami okrył obie jéj ręce. Oczy jego iskrzyły się, policzki zaszły żywym rumieńcem, śmiał się i klaskał w dłonie.
— Papieru, mamo, papieru! — wołał, przyskakując do komody i odsuwając w niéj szufladę po szufladzie. — Héj! jest tam kto? — krzyknął, otwierając drzwi do sionek. — Papieru, pióra, kałamarza! prędzéj!
Pochwycił ze stołu list pani Herminii i błyszczącym wzrokiem przebiegał go na nowo.
— „Z przyjemnością słuchałam pięknéj gry pana na fortepianie” — przeczytał głośno — czy uważasz, mamo? pięknéj gry pana! zrozumiała mię! oceniła grę moję!
— Miła, szanowna dama! — z rozczuleniem wyrzekła Wąsikowska.
— „Dwaj uczniowie, do kształcenia się w wyższéj muzyce dostatecznie przygotowani” — czy uważasz, mamo? w wyższéj muzyce! nie uważa mię za byle jakiego grajka i tuzinkowego metra, ale za artystę, który synów jéj kształcić może w wyższéj muzyce!