Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 287.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

różowy papier, z wolna przeliczyła dziesięć biletów i, odłączywszy je od innych, położyła przed sobą na stole.
— Ja i rodzina moja, z przyjemnością weźmiemy udział w artystycznéj zabawie, którą nam pan ofiarować raczysz... Musiałeś pan wiele pracować nad muzyką, bo gra jego...
— O, pani! — przerwał Roman Gotard, zupełnie już grzecznością, jakiéj doświadczał, ośmielony — muzyka nie kosztuje mnie żadnych, żadnych trudów... Jest ona duszą moją... niejako mną samym... potrzebuję tylko żyć, aby grać... prawdziwy artysta nie mozoli się nad sztuką... gra on tak, jak ptak śpiewa... z natury... z natchnienia...
Wstrząsnął głową, odrzucał w tył wypomadowane pukle włosów, i po raz piérwszy od wejścia w progi tego domu, oparł się plecami o poręcz fotelu. Ledwie widzialny uśmiech przemknął po ustach gospodyni domu, powściągnęła go przecież bardzo prędko.
— Pan grywasz także na fortepianie... — zaczęła.
— O, pani! — przerwał Roman Gotard — żaden instrument obcym mi nie jest...
— Zarzucił nogę na nogę i, jednę rękę oparłszy na kolanie, zaczął pokręcać wąsa. Trochę doznanéj uprzejmości i grzeczności, wyprowadziło go z głębokiego i niemal pokornego zmieszania, a natchnęło zu-