Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 284.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzeczywistém, głębokiém przejęciem się samą sztuką.
Nagle, Roman Gotard grać przestał, urwał fantastyczną pieśń w połowie taktu, i zerwał się z krzesła. Naprzeciw fortepianu otworzyły się drzwi, i do salonu weszła, strojna w powłóczystą jedwabną suknią, gospodyni domu.
Na widok gościa, pani Herminia nie okazała najlżejszego zdziwienia; wiedziała już snadź o obecności jego w salonie, o któréj uwiadomiły ją najprzód dźwięki fortepianu, potém zapytani przez nią o pochodzeniu tych ostatnich domownicy. Z wolna, z wyprostowaną i imponującą postawą zbliżyła się do kanapy. Roman Gotard postąpił téż kilka kroków w tym kierunku. Ręką, która znowu drżała trochę ze zmieszania, dotykał kokardy krawatu, kłaniał się. Pani Herminia jednym rzutem oka, z wprawą światowéj kobiety, objęła całą postać gościa, dojrzała nieświeżości fraka, śladów gumelastyki na białych rękawiczkach, które, przy wejściu jéj, gość z pośpiechem pochwycił w dłonie, przezroczystych skaz, błądzących pomiędzy wytwornym lecz starym haftem koszuli, i oddała mu ukłon bardzo uprzejmy. Uśmiech nawet, grzeczny i zachęcający, zarysował się na chłodnych, surowych jéj wargach, co było u niéj oznaką uprzejmości, niezupełnie zwyczajną.
— Pan Wąsikowski? jeżeli się nie mylę — wymó-