Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 272.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jaki przystojny! mówią jedne; jaki dowcipny! prawią drugie. Jaki grzeczny, elegancki, wyperfumowany kawaler!
Maryan poruszył się żywo.
— Co do tego ostatniego przynajmniéj — przerwał z pewnym pośpiechem — wszystkie panie mylą się najzupełniéj. Od roku przeszło nie używam żadnéj perfumy.
— A to dlaczego, kochańciu?
— Bo jest to dla każdego rzecz niepotrzebna a dla mężczyzny niestosowna i śmieszna.
— Patrzcie! jaki mi statysta zrobił się raptem! — ze śmiechem zawołała ciocia Rózia — daj pokój, kochańciu, tym wielkim mądrościom! Co tam stosowne, czy niestosowne? damy to lubią...
W téj chwili drzwiami, z przedpokoju wiodącemi, wszedł znowu mężczyzna z kapeluszem w ręku, i tak, jak piérwszy, oddawszy ukłon znajdującym się w sali osobom, szybkim krokiem udał się w głąb’ mieszkania.
— Kto to? kto to taki? — zapytała ciocia Rózia.
— Metr muzyki — odpowiedział Maryan. — Jednocześnie prawie, na wyższém piętrze, tuż nad salą jadalną, rozległa się przeciągła gamma fortepianowa, i w sposób niezbyt przyjemny dla ucha, połączyła swe tony z akordami muzycznemi, dochodzącemi z bawialnego salonu. Pani Róża obie dłonie przyłożyła do uszu.