Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 258.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

parę razy w stronę uśpionéj Duegny i na Żancię palcem kiwnęła. Dziéwczę porwało się z krzesła i cichutko, na palcach poskoczyło ku sąsiedniemu pokojowi. Z ożywionéj wielce minki Zanci i skoku wpółfiglarnego, wpółostrożnego wnieść można było, że tajemniczość nadawała widzeniu się jéj z zakazaną ciocią nowego powabu.
Ciocia Rózia nie miała już na sobie amarantowéj wspaniałéj sukni, ani czépeczka z imponującym pufem, ani nawet czarnych, grubych warkoczy. Te ostatnie spoczywały na stole pod światłem lampy; krynolina, podobna do wielkiéj, rozpiętéj sieci, wisiała na parawanie, gorset znacznych rozmiarów, rozpościerał się na krześle, ciocia Rózia stała na środku pokoju w króciutkiéj i wąziutkiéj watowanéj spódniczce niepewnego koloru, we flanelowym kaftaniku na ramionach, w pięknie haftowanych, lecz spłowiałych pantofelkach na małych nóżkach, w czépcu nocnym perkalowym, który, chociaż całą prawie nakrywał głowę, nie taił w zupełności tajemnicy, którą we dnie czarne warkocze dyskretną opieką swą osłaniały, a którą były włosy mocno posiwiałe, i jeszcze mocniéj przerzedzone. Żancia, ujrzawszy ciocię Rózię w téj nowéj postaci, zatrzymała się chwilę przy progu, ale pani Róża kiwnęła na nią palcem po raz drugi.
— Zamknij drzwi za sobą, kochańciu, i chodź tutaj, porozmawiamy! Jaka téż to nieznośna ta twoja Drylska! nie pozbyły-byśmy się jej z pewnością, gdy-