Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 243.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tard — rozróżniłem ją pomiędzy tłumem obojętnych bogaczy... spójrzenia nasze spotkały się... podbita była i zachwycona grą moją... łzę miała w oku... odchodziła niechętnie... O, moja matko! jak mogłaś nie spostrzedz anielskiéj téj istoty...
— Była to zapewne bogata jakaś panna! — szepnęła stara kobieta.
— Bardzo bogata, mamo — z coraz większém ożywieniem mówił Gotard Bruno. — Siedziała pomiędzy dwiema paniami, ubranemi w jedwabie i koronki... nie spuszczała ze mnie oczu, gdym grał... widziałem, że kilka razy westchnęła... jestem pewny, że uniosłem ją muzyką swoją w samo niebo... nie zapomni o mnie nigdy... o! gdybym ją mógł poznać! gdybym wiedział, kto ona jest! czuję, że duchy nasze połączone z sobą tajemniczém braterstwem... że mogła-by ona zostać moim Aniołem Stróżem... mojém natchnieniem...
— Romusiu! — ozwała się matka — może to córka którego z obywateli, mieszkających téj zimy w Wilnie...
Roman Gotard wydawał się uderzonym nagłą jakąś myślą.
— Tak, mamo — zawołał — masz słuszność! pochodzi ona niezawodnie z rodziny arystokratycznéj! wysokie pochodzenie maluje się na jéj białém czole! w całéj postawie jéj tkwi jakaś duma, a formy kibici mają tę dziwną wytworność, jakiéj nie dosięgają ni-