Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 230.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Urwał nagle, zaśmiał się gardłowo i, obie ręce zatopiwszy w czarnych puklach, odrzucił je z czoła. Stara kobieta słuchała go, nie czyniąc żadnego poruszenia.
— Mój Romusiu — zaczęła po chwili z większą jeszcze, niż wprzódy, nieśmiałością — miałeś przy sobie pieniądze za te trzy bilety, któreś sprzedał przed samym koncertem... obawiam się, czyś ich... czyś ich czasem...
— Czym ich nie stracił? — zawołał, prostując się znowu Roman Gotard — a więc cóż? straciłem je! przegrałem w bilard! przepiłem!
Stara kobieta załamała ręce, syn jéj mówił daléj:
— Cóż? czy nie wolno mi było wydać tych nędznych kilku groszy, aby upoić się winem i zabawą, i zapomniéć na chwilę? Czy żadne już wynagrodzenie nie należy mi za trudy i rozpacz całego życia? Ale ty, mamo, zawsze tylko mówisz o pieniądzach! jesteś tak samo materyalną, jak tamci... ty nawet, mamo, pojąć mnie i ducha mego zrozumiéć nie możesz!
Wymówiwszy słowa te z goryczą i uniesieniem, Roman Gotard powstał, przeszedł parę razy izdebkę wzdłuż i wszerz, i stanął przed matką.
— Jeść mi się chce, mamo! czy nie masz mi dać co do jedzenia?
Kobieta wstała, otworzyła jednę z szuflad komody i wydobyty z niéj talérz postawiła na stole. Na ta-