Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 211.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obok mężczyzny — od czegoż cię dziś znowu głowa boli?
— Zdaje mi się, że będę miał fluxyą — odparł mąż smutnéj Heleny, chudemi palcami dotykając swéj szczęki.
— A bo się téż nadto pieścisz i szanujesz — ciągnął młody Brochwicz — po co ten szal? Hartu-by nam potrzeba więcéj! energii! — Rzekłszy to, zamyślił się znowu, tylko daleko głębiéj, niż piérwéj. Ramiona skrzyżował na piersi i patrzał w ziemię. Zdawało się, że myślał nad słowami, które sam wyrzekł.
— Żanciu — szepnęła do córki pani Herminia — ta rose ma chère!
Panienka podniosła drobną rączkę i poprawiła nią białą różę, która, tkwiąc w czarnym warkoczu, nieco pochyliła się ku skroni.
Oczy pani Natalskiéj, piękne jeszcze i bardzo miły wyraz posiadające, zwracały się co chwila na młodą mężatkę, to znowu na śliczną pannę, na tę ostatnią przecież daleko częściéj. Obejrzała się po pustéj sali, poczém z lekka białą dłonią dotknęła ramienia młodszéj córki i rzekła z uśmiechem.
Eh bien, Tośku, co mówisz teraz o twych przepowiedniach świetnego na ten koncert zebrania?
— Omyliłam się, moja mamo — wesoło odpowiedziała panna — sądziłam, że miasto nasze, które tak rzadko ma sposobność słuchać muzyki...
— Pośpieszy na występ z imienia nawet niezna-