Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 201.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pani Herminia pochyliła się nad stołem i dotknęła ręki zamyślonéj i w ciocię Rózię wpatrzonéj Żanci.
— Żanciu! — rzekła — idź przygotuj się do lekcyi śpiewu.
Żancia wstała.
— Panie Faustynie! — wymówiła jeszcze pani Herminia, zwracając się do małego staruszka, przy bocznym stoliczku, pośród młodych paniczów, siedzącego — zdaje mi się, że pora już, aby dzieci poszły do swoich pokojów. Wkrótce przyjdzie pan Devré, niech się przygotują do lekcyi.
— A! dzieci! — zawołała pani Róża, od stóp do głów oglądając dwóch młodszych Brochwiczów, którzy powstali i zabierali się do odejścia — ależ piękne mi dzieci, kuzynulku! toż już kawalerowie...
Chłopcy obaj wysmukli byli w istocie, jak topolki, twarze mieli ściągłe, o regularnych rysach, lecz bladawéj, niezdrowéj cery; starszemu majaczyło nad wargą coś nakształt wąsika.
— Poczekaj-no, kuzynulku — patrząc na młodych paniczów, mówiła pani Róża — Leosiek urodził się wam wtedy, kiedym to bawiła w waszém sąsiedztwie u Mielczyńskich w Mielkowie... będzie temu na wiosnę lat... poczekaj-no... dziesięć... trzynaście... siedmnaście... tak, tak... Leoś ma lat siedmnaście, a Jaroś... Żancia miała cztery lata, kiedy się urodził... A co to niesiesz takiego, łaskawco? Afisz, czy