Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 194.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wykrojone, odznaczały się niezwykłą ognistością i ruchliwością źrenic; z za warg, które wtedy tylko nie otwierały się, gdy milczały, a milczały bardzo rzadko, widać było dwa rzędy zębów, białych jak kość słoniowa, żadną szczerbą nie nadwerężonych i nie sztucznych bynajmniéj, ale naturalnych, własnych, równych i zdrowych. Po twarzy téj, któréj świeżości pozazdrościć-by mogła niejedna o połowę wiosen młodsza kobieta, włóczyły się tu i ówdzie, nakształt chmur, słońce przyćmiewających, gromady i gromadki zmarszczek, przeciwko którym żadna już sztuka nic nie może, a które przypomnieniem starości przysłaniały z lekka i świeże rumieńce, i prawidłowość linii, co niegdyś zakreślały snadź rysy niepospolicie piękne. Złośliwe zmarszczki te fałdowały z lekka szyję okrągłą, pulchną i białą, marszczyły różową bródkę, figlarnemi motylkami otaczały ogniste oczy i poprzecznemi pręgami przerzynały czoło, ocienione grubym warkoczem czarności podejrzanéj, bo suchéj, połysku pozbawionéj, przypominającéj raczéj pęzelek w płynie chemicznym umoczony, niż czarodziejską paletrę młodości. Kibić pani Róży nie mogła już uchodzić za szczupłą, ani gibką, uderzała w niéj nawet tusza dość znaczna; przy więcéj jednak niż średnim wzroście i starannym kroju mantylki, wydawała się jeszcze wcale zgrabną, co najmniéj zaś rzeźką, zdrowia i życia pełną. Zielona suknia pani Róży szeroka była i o tyle krótka, że wysuwała się z pod niéj co mo-