dawały także lekkie kroki Anny, przechodzącéj od łóżka siostry do nizkich posłań dzieci, i głos jéj to poważny i napominający, to pocieszający i łagodny.
Stefan piérwszy przemówił.
— I cóż, Józefie, — rzekł, — jakże znalazłeś Wólkę?
— A! — odparł zapytany, przeciągając dłoń po czole, — maleństwo to i wcale nie przypomina ziemi obiecanéj. Grunta jednak choć szczupłe ale niezłe, lasu na opał dosyć, kilkanaście sztuk bydła w oborze... wszystko to razem wyżywi nas jakkolwiek, a nawet gdyby nie nadzwyczajne podatki...
— Czy nie opłacone jeszcze w tym roku? — przerwał Stefan.
— Nieopłacone, gdyż śmierć naszego Ojca i zabór Siecina poprzedziły żądany termin... potém zaś wiesz dobrze, że nie mogłem o tém myśléć, a gdybym i myślał, nie miałbym czém zapłacić.
— Tak, ale to ciężar, jak na Wólkę, znaczny...
— I jak jeszcze! dodaj do tego, że przy dzisiejszym stanie gospodarstwa, wiele odmian i ulepszeń uczynić trzeba koniecznie... Koni fornalskich i wołów roboczych mamy zamało... nasion téż przyjdzie dokupić na wiosnę, parobków nająć...
Rozmowę tę przerwało wejście Anny. Ukołysała do snu dzieci, uspokoiła nieco chorą, rozpłakaną siostrę, i wnosiła teraz do bawialnéj izby wędrowne swe posłanie. Bracia gotowali się do odejścia.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 092.jpeg
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.