Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 069.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pani Herminia mówiła to z tém uczuciem zadowolenia, które płynęło z miłości macierzyńskiéj i z przeświadczenia zarazem o pomyślnie dokonaném dziele. Pan Jan patrzał na żonę i uśmiechał się.
— Ty także Hermence, byłaś takim na-pół rozkwitłym fiołkiem, kiedym cię poznał.
Twarz Herminii zajaśniała miłém przypomnieniem młodości. Piękną jeszcze rękę położyła na ramieniu męża i, patrząc mu w twarz, rzekła z uśmiechem:
— Czyś kiedy żałował, Jean, żem była taką?
— Nigdy! — odpowiedział pan Jan — pragnąłbym, aby córka nasza była zawsze do ciebie podobną.
Mówiąc to, ucałował ręce żony.
W parę godzin po téj rozmowie, przed ganek Brochowskiego domu zajechał lekki koczyk, czterema końmi zaprzężony, z woźnicą ubranym w liberyą Brochwiczów. Naganek wyszli państwo Brochwiczowie oboje, ubrani jak na wizytę, a tuż za nimi postępowała Żancia w liliowéj muślinowéj sukni, ze swoją nic niemówiącą ładniutką twarzyczką, ujętą w ramki czarnych warkoczy i białego kapelusika. Odprowadzał ich do powozu młody mężczyzna, wysoki, smukły, bardzo przystojny; ku temu ostatniemu zwróciła się pani Herminia.
— Dlaczego nie jedziesz z nami, Marysiu? — zapytała.
— Nie chce mi się, moja mamo — niedbale od-