Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 068.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jéj były wciąż zwieszone po obu stronach sukni, któréj krój i przystrój stanowiły juste milieu ubioru podlotka i dorosłéj panny.
— Jaką suknią mama włożyć mi każe? — zapytała.
Pani Herminia zamyśliła się na chwilę.
— Weź liliowy muślin — rzekła, a po chwili dodała: — może-by lepiéj było w błękitnym bareżu?
— Jak mama każe — powtórzyła panienka.
— Liliowy muślin strojniejszy. Powiédz Drylskiéj, aby, czesząc cię, nie zakrywała ci nazbyt czoła. Ucho niech będzie odkryte zupełnie. Na szyję zawiąż czarną aksamitkę z medalionem.
— Dobrze, mamo — rzekła panna i odeszła.
Pani Herminia powiodła za nią wzrokiem tak przeciągłym, bacznym i troskliwym, jakby chciała przeliczyć wszystkie fałdy jéj sukni i włosy na głowie.
— Jakież to jeszcze dziecko z téj Żanci! — rzekła do wchodzącego w téj chwili męża. — Skład ciała, chód, ruchy, mowa, wszystko w niéj jeszcze dziecięce. Przyznam się, że nie rozumiem matek, które pośpieszają uczynić z córek swych światowe i doświadczone kobiety. Żancia po wyjściu za mąż będzie jeszcze długo dzieckiem... kiedy na nią patrzę, przypomina mi się fiołek na-pół rozkwitły... c’est, ce qu’il-y-a de plus beau et de plus poétique pour une jeune fille...