Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 052.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czyim oprzéć się nie mógł nigdy i, jak najczęściéj bywało w trudnych razach, rzekł Niemcom łagogodnie:
— Poprobujemy!
Probowali całą wiosnę i całe lato, a z próby téj wynikło, że stodoła mniéj jeszcze, niż w zeszłym roku, napełnioną została; koniom stajennym zmniejszono o połowę porcyą siana; narzędzia rolnicze, nieumiejętnie używane, popsuły się, a inwentarze topniały, jak wosk w ogniu. Zmiarkował nareszcie p. Jan, że dalsze edukowanie muzykantów niemieckich było-by dla niego za kosztowném i, rozkazawszy zaprządz do kilku wozów po parę koni, odesłał ich do najbliższéj stacyi kolei żelaznéj z pieniędzmi i krzyżykiem błogosławieństwa na drogę. Przez kilka dni potém w złym był humorze. Żal mu było tych ludzi, którzy go oszukali, ale i sami się zawiedli. Ale najdziwniejszém było to, że p. Herminia, zamiast czuć się upokorzoną złym wypadkiem swéj rady, tryumfowała znowu.
— Widzisz, Jean, — mówiła do męża, — oddawna już utrzymywałam, że trzeba ich odesłać. Wszyscy tak uczynili. Marszałek Warski i p. Darzyć pozbyli się już ich na wiosnę.
— Biedni to ludzie, moje życie! litość mię brała, patrząc na nich, i nie mogłem zebrać się tak prędko.
— Ależ Jean, wszyscy tak czynili; trzeba było więc i tobie uczynić tak samo.