Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 034.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wiem, moje życie — odpowiedział pan Jan, pocierając ręką czoło.
— Źle będzie, Jaśnie Wielmożna pani! — ponurą przepowiednią swą powtórzył Sumski.
— Sąsiedzi nasi w tém samém przecież, co my, są położeniu, a jednak radzą sobie jakoś — ciągnęła Herminia.
— A radzą; — tonem zniechęcenia wymówił mąż.
— Oj radzą! — tonem pogardliwego sceptycyzmu powtórzył rządzca.
— Marszałek Warski i pan Darzyc od dwóch miesięcy już sprowadzili Niemców kolonistów.
— Sprowadzili — wyrzekł pan Jan — nie wiem tylko, czy to sprowadzenie czegokolwiek warte.
— Licha warte! — jak ponure echo zniechęcenia, wymówił Sumski.
— Wszakże — ciągnęła pani Herminia — skoro wszyscy tak czynią, to i my tak uczynić powinniśmy.
Głos, jakim to wyrzekła, znamionował niezmierne uszanowanie, jakie pani Herminia uczuwała dla wszelkich powag, a mianowicie dla téj, która wyraża się słowami: „jak wszyscy czynią”. Pan Jan szanował także powagi, mniéj jednak od swéj żony; postawił więc parę zarzutów przeciw użyteczności niemieckich rolników w kraju słowiańskim. Sumski, który pod względem powag znał tylko księdza proboszcza