Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Kaprowski 044.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dać było szczupłą postać i rudowłosą głowę żyda arendarza, zdala i z urągliwym uśmiechem oczekującego chwili, w której, po załatwieniu interesu, przyjdzie czas powszechnego picia wódki.
— Pięćset! — głośno i dobitnie wymówił Kaprowski, wstał, wyprostował się i mówić zaczął. Mówił prędko. Chłopi słuchali Kaprowskiego pilnie. I jaśnie wielmożny pan mówił: o manifeście dziewiętnastego lutego, o likwidacji, o komitecie do spraw włościańskich, o pałacie, o senacie, ukazach senackich, apelacjach, ustawach prawnych. Młodzież tak szeroko pootwierała gęby, że wróble by w nie wlecieć mogły, starsi zaczęli uśmiechać się błogo i, kiwając głowami, od czasu do czasu wzajem na siebie spoglądali. W uśmiechach ich widać było zupełne uspokojenie, myśleli sobie: „Ależ mądry!” — Nakoniec mówca zakończył przemówienie swe krótko wyrzeczonym pożegnaniem: „Bądźcie zdrowi, moi kochani!” i pochwycił ze stołu czapeczkę. Chłopi rozstąpili się z uszanowaniem, a wtedy Jasiek i Krystyna wysunęli się z kąta, w którym dotąd siedzieli. Mikołaj pochwycił Kaprowskiego za łokieć i bardzo cicho kilka słów do niego przemówił. Adwokat zsunął brwi i z niezadowoleniem ustami cmoknął. Okropnie pilno mu być musiało wyrwać się z karczmy. Ale Mikołaj wepchnął Jaśka i Krystynę do izdebki arendarza, do której też wsunął Kaprowskiego i, sam zostając w karczemnej izbie, drzwi izdebki zamknął. Jasiek i Krystyna znaleźli się przed obliczem adwokata.
Jasiek trzymał się jeszcze nieźle, bo podniosła go nienawiść, którą od wczorajszego dnia zapłonął do swego stryja. Parę dni temu jeszcze rozmawiał z nim zgodnie, prawie przyjaźnie. Nie był nawet pewny, kto z nich obu w danym sporze miał słuszność. „Może moja prawda była, a może jego, niech Bóg sądzi!”