Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Kaprowski 036.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Skóra ze mnie od mrozu złaziła i w żołądku wszystko zastygało... Sześć miesięcy trzęsła mię żółta febra”.
— Jezu! — jęknęła kobieta i prędko wydobyte pieniądze w zanadrze chowając, półgłosem rzekła do siebie:
— Może Pan Bóg Najwyższy zlituje się...
Wróciwszy do izby, na piec wlazła i do snu się ułożyła.




ROZDZIAŁ CZWARTY.

Narada w karczmie.


Świt okna izby pomalował na sino. Na podwórzu koguty piały to razem, to jeden po drugim. Wróble ogłuszająco zaświergotały za oknem w gałęziach. Za cienką ścianką rozległ się krzyk Maciejowej, największej złośnicy ze wszystkich bab folwarku. Dziecko jakieś płakało tam, krzycząc wniebogłosy, bite może przez matkę. Inne głosy dziecięce, wesołe, ozwały się w sieni, a potym na podwórzu, szczebiotaniem swym przygłuszając świergot wróbli. Parobcy wstawali, poziewali głośno, wkładali kożuchy i wychodzili do obór i stajni. Pies folwarczny, wielki kundys, żółty z kosmatym ogonem, biegał po dziedzińcu, ujadając na wszystkie strony; wypuszczone z podpiecków kury zanosiły się przeraźliwym gdakaniem. Kędyś w oborze brzmiał donośny głos, wydający rozkazy i naganiający parobków do raźnego ich spełniania. Tu i owdzie przesuwały się przez dziedziniec zielonawe i żółtawe wzgórza, w pary nóg zaopatrzone. Byli to parobcy, niosący na plecach z siennic i stodoły do stajni i obór ogromne wiązki sia-