Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 203.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A, poznaję głos! — rzekł żyd i zwolna powstawszy, drzwi otworzył.
Na progu izby stanął pan Graba.
Miał na sobie obcisły, spięty pod samą szyję paletot, a ubranie to uwydatniało chudość i wyniszczenie jego postaci, które w ostatnich miesiącach doszło do ostatecznych granic możebności; przed wyjściem z domu nie miał snać dość czasu lub swobodnej myśli, aby czarną barwą pokryć swe włosy, bo opadały mu one gęsto i silnie bielejące na niezmiernie blade i pomarszczone czoło, zaniedbał też włożenie rękawiczek i kapelusz trzymał w ręku, która zwracała uwagę wielką bladością, a zarazem wychudzeniem i ciągłem drganiem nerwowem.
Pan Graba wyglądał okropnie. Było to widmo pięknego niegdyś mężczyzny.
Wigder zatrzymał na twarzy wchodzącego długie, badawcze spojrzenie i zapytał:
— Czemu przypisać mam honor odwiedzin dawnego mego lokatora?
Graba usiadł na stołku i odpowiedział;
— W istocie, mieszkałem kiedyś u pana kilka miesięcy. Lepsze podówczas były czasy! nieprawdaż?
Przy tych wyrazach spróbował uśmiechnąć się, ale wydobył z gardła tylko chrapliwy odgłos.
— Hm, dla kogo lepsze, a dla kogo nie, — odpowiedział zwolna Wigder siadając, — dla nas biednych żydów zawsze jednostajne czasy.
— A dla nas przeciwnie, — rzekł Graba, — mamy nawet przysłowie: fortuna kołem się toczy, i na honor! przysłowie prawdę mówi.
— A do pana musiała teraz fortuna obrócić się złą stroną swego koła? — zagadał żyd ciągle badawczo patrząc