Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 200.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stępkiem, a miłość niosła plamę i nieszczęście tym, których kochał.
Więc po krótkiej porze grzesznych uciech i upajających szałów, znajduje się sam na sam że żmiją zgryzoty sumienia, hydrą hańby i potworem moralnej i materjalnej nędzy. Wzgardzony gardzi, wyśmiany szydzi, znienawidzony złorzeczy i odtąd cała istność jego składać się będzie ze wszystkiego, co ma ujemnem natura ludzka: ze wzgardy, szyderstwa i nienawiści, przyjmowanych i oddawanych nawzajem.
I oto na domiar męczarni, wśród grubych cieniów tych zdala, zdala, zaczynają płynąć ku niemu promienie świetlane, niestety! niedościgłe już dla niego, do ujęcia niepodobne. Promienie te, to wspomnienia czystych lat młodości, w których nie znał jeszcze występku, kochał, marzył, czcił. Na promieniach tych płynie i ukazuje się jeszcze postać matki, która upieściła jego dzieciństwo, albo dziewicze lice siostry, pierwszej przyjaciółki życia, albo urocza twarz kobiety, dla której pierwszy raz miłością uderzyło mu serce. I jak w sennem marzeniu widzi on zapomnianego Boga, wyszydzane prawdy, oplwane przez się cnoty, a wszystkie one teraz jaśnieją wśród cieniów niby słońca, ale słońca, których promienia spostrzega tylko dla tego, aby zapragnąć ogrzać się i oświetlić niemi, a nie módz ich dosięgnąć na nowo.
Ogarnia go niezmierna, niewysłowiona tęsknota za temi skarbami, które posiadał, a roztrwonił po manowcach życia. Niby w magicznem zwierciedle widzi siebie takim, jakim był w niepokalanej młodości swej latach i woła: — Jestem-że tym samym człowiekiem? dla czego będąc światłem, stałem się cieniem? dla czego targam się w niepokojach, zgryzocie hańbie, kiedybym mógł iść przez świat spokojny, zacny i szanowany? — Zrywa się i z głębi zmordowanego ducha rzuca przekleństwo na szatanów, którzy nim zawładnęli.