Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 198.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie odzyskiwał nigdy swej dawnej swobody humoru i uprzejmości obejścia się. Stentorowe śmiechy i koszarowe żarty głuszyły go i dławiły. Światowy i pełen wytwornych form jego układ, wybitnie odznaczał się na tle grubych żywiołów, któremi się otoczył i stanowił między nimi fałszywą nutę. Czuł to znać, bo niekiedy widocznie przymuszał się do zlania w jedną całość ze swem towarzystwem, ale nie udało mu się to nigdy, przyzwyczajenia całego życia brały górę. Krztusił się grubemi żartami, ilekroć chciał je wypowiadać, a w śmiechu jego zamiast dawnego dowcipu i salonowej ironji, syczało głębokie rozdrażnienie, jakaś złość i pogarda zlewająca się w jeden ton tłumionej i połykanej rozpaczy.
Znać było, że wzgardzony ludźmi, co go otaczali wprzódy, gardził sam tymi, którymi się teraz otaczał; nosił więc podwójny ciężar wzgardy: na sobie i w sobie.
Ruchy jego nabrały porywczości, z pod której przebijały się konwulsyjne targania ducha, zdawało się, że drgające nerwowo jego ręce, pragnęły co chwila coś rozszarpać lub rozedrzeć, że z bladych i zaciśniętych jego ust, tuż, tuż miał się wyrwać jakiś krzyk okropny żalu, rozpaczy lub przekleństwa.
Niekiedy całemi godzinami przechadzał się po swoim zrujnowanym salonie ze zchyloną głową i oczami wlepionemi w ziemię. W tych milczących przechadzkach twarz jego przybierała wyraz tak tłoczącego upokorzenia, że możnaby sądzić, że wnet ugnie się ku ziemi całą postacią i rozścieli ciało swe pod nogi światu, aby po niem deptał.
Kiedy zniecierpliwieni kredytorowie przybywali do jego mieszkania i zabierali mu meble, zwierciadła, obrazy i srebra, lub kiedy postawiwszy na kartę i przegrawszy ostatni pieniądz, przegrywał też powóz, konie i kosztowne cacka, któremi wprzódy stroił żonę, na ustach jego był śmiech głośny,