Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 170.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gorączką i coraz mniej były przytomne. Parę minut było milczenie.
— Czy słyszysz? czy słyszysz? Ryto!
Twarz jego nabrała wyrazu przestrachu, wzrok utkwił w przeciwległym kącie pokoju.
— Czy słyszysz? — powtórzył głosem pełnym przerażenia, — pyta mnie... sumienie moje pyta mnie... tam oto stoi ono...
Drżącym palcem wskazał punkt, w który utkwione były jego oczy.
— Jakie ono brzydkie, ciemne... poszarpane... wstyd ma na czole... pyta mnie, dla czego umieram tak młodo... czemu nikogo nie kochałem... nic nie uczyniłem dobrego na ziemi... O, Boże! ulituj się nademną! ukarz za mnie ojca mego i matkę moją...
Z bolesnym jękiem wysilenia upadł na poduszki.
Ryta zadrżała całem ciałem i objęła go w ramiona.
— Toziu! — zawołała, — ty bluźnisz! w śmierci godzinie przebacz... nie wiedzieli co czynili... przebacz!
— A mnie czy Bóg przebaczy? — drżącemi ustami szepnął chory.
— Bóg dobry bez granic, — łagodnym głosem mówiła Ryta. — On przyjmie żal twój i śmierć twoją wczesną i położy je na szali, na której będzie ważył winy i cierpienia twoje... cierpienia przeważą, bracie mój, tak krótko żyłeś...
Głębokie, nieposkromione łkanie mowę jej przerwało. Była długa chwila uroczystego milczenia, Tozio leżał nieruchomie z zamkniętemi oczami, z twarzy jego ustępował zwolna rumieniec gorączki, a zstępywała na nią bladość śmierci.
Otworzył usta i ledwie dosłyszanym głosem wymówił:
— Ryto, pocałuj rękę matki odemnie, gdy wróci do domu, bo mnie już nie będzie...