Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 165.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Słucham cię moja mamo, — odparła Ryta.
— Środek obmyślony przezemnie, — mówiła szambelanowa, — jest niezawodny, a tem lepszy, że uświęcony ogólnym zwyczajem i używany zwykle przez osoby mające delikatne gusta i przyzwyczajenia, a które w jakikolwiek sposób utraciły fortunę. Oto kochana Ryto, trzeba koniecznie, aby którakolwiek z nas, ty czy ja, bogato wyszła za mąż. Jeślibyśmy obie mogły dobre partje zrobić, byłoby jeszcze lepiej.
Na twarzy Ryty odbiło się bolesne zdziwienie. Znać było, że walczyła z sobą przez chwilę, aby zachować spokój i odrzekła:
— Kochana mamo, jesteś panią swojej woli i możesz uczynić, co ci się podoba; co do mnie, wcale nie myślę teraz o wyjściu za mąż.
— Dla czegóż to, mon enfant? — zapytała pani szambelanowa.
— Bo nie widzę dotąd nikogo, ktoby mógł pozyskać moje serce, a zanadto mam wysokie pojęcie o znaczeniu małżeństwa, abym je zawierała dla jakiegobądź interesu.
Szambelanowa westchnęła i pokiwała głową.
— Nie rozumiem, — rzekła, — zkąd wzięła się u ciebie nieszczęsna egzaltacja, której przecie nie mogłaś odziedziczyć ani po ojcu, ani po mnie. Zapewne marzysz o jakim królewiczu, albo udzielnym księciu?
— Przeciwnie, mamo, — odrzekła Ryta ze spokojem, który nie opuszczał jej ani na chwilę, — jeżeli i marzę kiedy o człowieku, z którym mogłabym zawrzeć tak ścisły związek, jakim jest małżeństwo, to chyba o takim, któryby miał bogactwa swe w głowie i sercu, a byt swój wytwarzał własną pracą.
Tym razem szambelanowa miała minę wielce zdziwioną.