Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 157.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Masz słuszność, — rzekła znowu Kamila.
— Uważam kochana żono, — mówił dalej Graba, — że zaczynasz zgadzać się ze mną w zdaniach. Czy nie nadeszła już chwila, w której miałaś poznać marność tego, co ludzie nazywają cnotą?
— Nie, — odparła Kamila.
— Dziwna rzecz! — zawołał Graba, — tyle złego przyznajesz ludziom, jakże więc możesz wiarę w cnotę zachowywać?
— Bo czuję ją w sobie, — wyrzekła młoda kobieta.
— Jakto? i nie poczuwasz ciężkiej obrazy za to, czegoś dziś doświadczyła? i nie pragniesz zemsty? i nie gardzisz rodem ludzkim?
Kamila długo milczała, po ustach jej błądził smutny, ale spokojny uśmiech.
— Nie, — odpowiedziała zwolna, — nie poczuwam ani obrazy, ani wzgardy, ani zemsty pragnienia. Czyliż nie jest słusznem, aby gardzono ludźmi takimi jak ty, a czyliż możebnem, aby hańba nie spływała z mężczyzny na kobietę, która żyje z nim pod jednym dachem i nosi jego nazwisko? Bóg tylko patrzy w sumienia i myśli ludzkie i według nich sądy wydaje; ludzie sądzą według tego, co widzą.
Graba wpatrzył się w nią ze zdumieniem.
Kamila po chwili milczenia powstała i zwolna opuściła salon.
Kalikst powiódł za nią oczami.
— Dziwna, dziwna kobieta! — rzekł do siebie, gdy już zniknęła. — Tyle słodyczy i stanowczości zarazem; tyle nienawiści dla mnie, a przebaczenia dla innych!
Zakrył sobie oczy ręką i zawołał ze stłumionem westchnieniem:
— Ona mnie nienawidzi! ach!