Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 156.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stwem. Kamila przechodziła wśród niej ciernistą drogą upokorzeń z podniesioną głową, dumnem i śmiałem spojrzeniem. Ani razu nie spuściła oczu, krok jej był pewny, postać wyprostowana hardo, ale gdy zamknęła cię za nią brama jej mieszkania, gdy nareszcie ujrzała się samą, nogi zachwiały się pod nią i na wschodach upadła zemdlona pod strasznym ciężarem niezasłużonej wzgardy publicznej.
Tego samego dnia nad wieczorem oboje państwo Grabowie siedzieli naprzeciw siebie w salonie i wiedli następną urywanym tonem prowadzoną rozmowę:
— Kochana żono, — mówił Graba, — nie powinnaś tak bardzo brać do serca tego, co cię dziś rano spotkało. Ludzki szacunek to bańka mydlana, o którą dbać nie warto.
— Zdaje mi się, że tak jest w istocie, — krótko odpowiedziała Kamila.
— Czy sądzisz najdroższa, — ciągnął dalej Graba, — że cała ta głupia publiczność po raz pierwszy na owym wieczorze u szambelanowej dowiedziała się o mnie? Gdzie tam! domyślali się od dawna wielu rzeczy, ale szanowali mnie, lubili i ciągnęli do siebie póty, póki mniemali, że jestem bogaty, odbiegli odemnie i oboje nas wzgardą okryli, bo przekonali się, że nie mam czem osłonić tego, co oni zwą moją hańbą.
— To prawda, — odezwała się znowu lakonicznie Kamila.
— Widzisz więc sama, że na świecie pryncypalną podstawą wszystkiego jest pieniądz. Jeżeli go masz, nikt cię nie zapyta o to, jak do niego doszedłeś, ale otrzymasz zań szacunek, oklaski, przyjaciół; jeżeli go nie posiadasz, plamy twe wystąpią na tobie wywabione ubóstwem i ten sam, który ściskał twoje ręce, gdy cię miał za bogacza, pierwszy na ubogim plamy te palcem ukaże.