Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 153.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie podobna było dojrzeć. Z kilku zaledwie osób składająca się ta publiczność wyraźnie zaniepokoiła się i zaciekawiła klęczącą i płaczącą kobietę, wszystkie modlitwy były przerwane, oprócz modłów pobożnego kapłana, który kończąc mszę, zwracał się ku obecnym ze słowami: — „Idźcie i pokój niech będzie z wami!“
Po chwili dwie dewotki, stary jegomość i strojna dama zstępywali ze wschodów kościelnych, powoli jednak i oglądając się niekiedy. Wyraźnie czekali na czyjeś jeszcze wyjście, chcieli zapewne zajrzeć w twarz kobiecie, która tak ciężko płakała w kościele.
Życzenia ich spełniły się.
Powoli, ciężkim i niby sennym krokiem poczęła ze wschodów zstępować Kamila. Kiedy zbliżyła się do czterech postępujących wraz z nią osób, dwie dewotki spojrzały na siebie z szyderczym uśmiechem i jedna z nich ozwała się prawie głośno:
— A! wszak to żona szulera!
Kamila usłyszała to, zarumieniła się krwawo i przyspieszyła kroku; wzrok jej podniósł się machinalnie i spotkał spojrzenie strojnej damy obiegające ją pogardliwie od stóp do głowy. Była to osoba dobrze jej znana, którą spotykała nie raz w towarzystwach, która przed rokiem starała się nawet o bliższą z nią znajomość. Tym razem spotkawszy wzrok Kamili, strojna dama odwróciła głowę, aby się jej nie ukłonić, i szybko zbiegłszy ze wschodów, poszła coprędzej ulicą, jakby pragnąc uniknąć widoku „żony szulera.“ Kamila uśmiechnęła się gorzko, pogardliwie, i podniosłszy znowu wejrzenie, zobaczyła starego jegomości, który stanąwszy na niższym wschodzie, podniósł głowę i patrzył na nią przez okulary. W spojrzeniu jego nie było złośliwości, owszem dobroduszny uśmiech igrał na ustach ocienionych siwemi