Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 146.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i dla własnej korzyści...
Graba skrzywił się i chodził po pokoju milcząc.
Kapitan wodził za nim mglistemi swemi oczami i uśmiechał się z pod olbrzymich wąsów.
— Nie podobają ci się małe rybki? — rzekł, — przywykłeś do szczupaków i sandaczów! a jednak i płodkami żyć można, a nawet lepiej je łowić, bo i więcej ich jest i głupsze są.
— Do licha! — zawołał Graba zatrzymując się, — nie wdawaj się w swoje niezgrabne przemówienia, a mów po prostu co myślisz.
— A naturalnie! — odparł kapitan, — to była przedmowa, a teraz wypowiem sam sens. Uważaj tylko! Mam znajomych, przysięgam na Belzebuba, tęgich chłopców. Niektórzy z nich, zwłaszcza młodzi, posiadają nawet porządnie ładowane kieszenie, inni mniej zasobni, no, aleć zawsze mają tam jakieś piórka, które oskubać można. Takich skrupułów honoru i delikatności jak ci panicze, z którymi wdawałeś się dotąd, rzadkie miewają przystępy, byle czem się nie zrażą, a jak im pokażesz parę butelek szampana — ba! na co szampana? dobrej wódeczki i powiesz: sztos fertig, pójdą za tobą na koniec świata i nie będą przypatrywać się twoim rękom, jak będziesz ciągnął faraona.
Na twarzy Graby wybił się głęboki niesmak. Zauważył to kapitan i zawołał:
— A! arystokrata z ciebie! Chciałeś tylko z paniczami mieć do czynienia!
— Nie powinno cię to dziwić, — odrzekł Graba z rodzajem dumy, — urodziłem się w wysokiej społecznej sferze i przywykłem do wybornego towarzystwa. Niech cię to nie obraża, ale powiem ci, że nawet ty raziłeś mnie długo swoim senatorskim śmiechem i nieokrzesaną manierą, a pogodziłem