Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 108.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tozio podniósł twarz i zawołał z wybuchem rozpaczy:
— Ryto, Ryto, ja jestem zbrodniarzem, jestem nikczemnikiem nie godnym dotknąć twej ręki... nie nazywaj mnie bratem swoim, ty czysta i święta kobieto, bom ja tak splamiony, że nawet śmierć oczyścić mnie nie może...
Nie dokończył, bo gwałtowny kaszel piersi mu rozdarł, podniósł chustkę do ust, a na niej ukazało się kilka wielkich plam krwi. Ryta zerwała się i podała mu szklankę osłodzonej wody. Tozio napił się trochę, kaszlał jeszcze długo, potem uspokojony nieco położył głowę na poduszce kozetki. Ryta otoczyła ramieniem jego szyję, pocałowała go w czoło i kilka minut milczeli oboje. W końcu Ryta ozwała się cichym, łagodnym szeptem:
— Toziu, teraz gdy się uspokoiłeś trochę, powiedz mi wszystko, opowiedz mi wszystkie żale twego serca i grzechy twojej duszy. Powiedziałam ci kiedyś, że w największym choćby występku twoim, zostanę ci zawsze kochającą siostrą i wierną przyjaciółką. Choćby cię gdzieindziej potępienie i hańba spotkać miała, u mnie znajdziesz zawsze przebaczenie i pomoc.
Tozio podniósł na nią wzrok błyszczący gorączką fizycznych i moralnych cierpień.
— Powiedz, powiedz! — szepnęła raz jeszcze Ryta schylona prawie nad jego twarzą.
Tozio milczał długo jeszcze, nagle pochwycił jej rękę i nie odwracając oczu od ziemi, zawołał stłumionym głosem:
— Ryto! ja okradłem!
Na twarzy Ryty nie ukazało się zdziwienie, tylko wielka boleść. Pochyliła się jeszcze niżej nad bratem, tak nisko, że grube opadające jej warkocze utworzyły zasłonę między dwiema ich twarzami i szepnęła z jednostajną słodyczą:
— Gdzie? kogo? mów wszystko!