Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 099.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie ma, — odrzekła Ryta, — ostatnie wydała na ten wieczór!
Tozio jęknął i szybkiem spojrzeniem orzucił ubranie siostry. Ryta miała na sobie suknię z błękitnej materji spiętą pod szyją dużą złotą broszą. Takaż bransoleta błyszcząca kilku wielkiemi rubinami zdobiła jej białą prześlicznie utoczoną rękę. Oczy Tozia zatrzymały się na tej bransoletce.
Ryta odgadła myśl brata, szybkim ruchem zdjęła z ręki kosztowny klejnot i kładąc dłoń na jego ramieniu, podała mu bransoletę.
— Weź to, sprzedaj lub zastaw, — rzekła.
Oczy Tozia błysnęły radością, wyciągnął rękę aby wziąć podany sobie przedmiot, ale nagle jakby odtrącony niewidzialną jakąś siłą, cofnął się i zakrywając oczy ręką, szepnął:
— Nie, nie wezmę!
— Dla czego? — zapytała Ryta cicho i spiesznie, — jeśli cię fatalna namiętność tak daleko uniosła, czy sądzisz, że nie pragnę tą drobną ofiarą uchronić cię od wstydu?
W sposobie, jakim wymówiła te wyrazy była taka wielka dobroć i miłość, że Tozio pochylił głowę, a na twarz jego z wyrazem niezmiernego żalu wypłynął rumieniec upokorzenia i wstydu. Pochwycił rękę siostry drżącem ujęciem, ale tak, aby nawet końcami palców nie dotknąć bransolety, którą trzymała.
— Nie Ryto, nie, — szepnął gorączkowo, — ty dla mnie świętością jesteś, jedyną świętością jaką znam na ziemi, zdaje mi się, że gdybym tknął czegokolwiek co do ciebie należy i jakąkolwiek rzecz twoją rzucił w błoto utworzone szałem moim, zdeptałbym relikwję... Nie Ryto, ja tej bransolety nie wezmę...
Ryta chciała coś mówić, ale Tozio wysunął z mocą