Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 095.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kamila weszła ze spuszczonemi oczami, w grubej żałobie i zaprowadzona przez panią szambelanowę do kanapy, usiadła milcząc, jak osoba bardzo zmięszana i całkiem obca wszystkiemu, co się około niej działo.
Gdy powtarzane przez wiele ust nazwisko pana Graby rozeszło się po salonie, wstał na uboczu dotąd siedzący nie młody o białych włosach i myślącej twarzy mężczyzna i gniewnym wzrokiem z pod zsuniętych siwych brwi, zaczął przypatrywać się Grabie.
Tymczasem dama o wspaniałym czepcu ze strusiemi piórami zaatakowała pana Grabę.
— Nie wiesz pan gdzie się podział pan Jodek?
— Owszem pani, — odpowiedział Graba z galanterją, — jestem uszczęśliwiony, że mogę zaspokoić ciekawość pani, a przez to sprawić jej przyjemność. Pana Jodka spotkałem przed dwiema godzinami na ulicy z depeszą telegraficzną w ręku, z odblaskiem niebiańskiej radości na twarzy. Tak był pogrążony w rozkosznych znać myślach, że zrazu nie spostrzegł mnie, ale gdym się do niego odezwał, spojrzał na mnie i zawołał głosem porywanego w niebo człowieka: — Ciotka moja umarła! dziedziczę!... — Pochwyciłem go w objęcia. — Ileż? ileż? — pytałem. — Czterdzieści tysięcy rubli srebrem, — odpowiedział i wyrwawszy się z mojego uścisku, zapomniawszy mi nawet powiedzieć, do widzenia, lotem strzały pobiegł ku pocztowemu gmachowi, zapewne aby natychmiast puścić się w podróż po złote runo.
Opowiadania tego słuchało kilkanaście osób, gdy pan Graba umilkł zdziwienie było tak powszechne, że przez parę minut nikt nie przerwał milczenia. Potem za to nagle nastapił wybuch wykrzykników: Jodek bogaty, a zatem posiadający własny objad i własne śniadanie, była to prawie taka anomalja, jak Jodek gdziekolwiek nieobecny, albo o czem-