Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 077.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O, bo ja tam każdą ścieżkę, każde niemal drzewko pamiętam, jak gdybym wczoraj je opuściła! Czy wiesz, że chociaż Wieńczyn jest mojem miejscem rodzinnem, przekładam twoją Dobrąwolę. Chciałabym mieszkać w Dobrejwoli.
Przy tych wyrazach Celiny, chmura osiadła na czole Stanisława, z trudnością stłumił westchnienie.
— Dobrawola! — rzekł, — o Cesiu...
Nie skończył, bo Celina położyła mu dłoń na ręku.
— Stasiu, — rzekła, — nasz Boleś za kilka miesięcy zacznie już chodzić i pojmować. Jakżeby mu było zdrowo i pożytecznie pierwsze siły fizyczne i umysłowe rozwijać na wsi. Trawniki wiejskie miększem są usłaniem dla stópek dziecięcych jak woskowane miejskie posadzki, a te pola, na któreby pierwsze pojętne rzucił spojrzenie, jużby mu na zawsze miłe zostały, nieprawdaż Stasiu?
— Tak, o tak, — odrzekł Stanisław, — po tysiąc razy masz słuszność Celino! ale ty nie wiesz... my... ja do Dobrejwoli wrócić nie mogę...
Powstał nagle i niosąc rękę do czoła, zawołał;
— Ach, Cesiu! cóżbym dał za to, aby mi wróciły lata zmarnowane, abym je mógł z ich skutkami z życia mego wymazać!...
Celina miała coś powiedzieć, ale w tej chwili lokaj oznajmił wchodzącego tuż za nim Grabę.
Gość nie mógł w mniej przyjazną dla ciebie trafić porę. Poczuł to od razu i próbował nastroić się na zwykły sobie dowcipno-sarkastyczny ton, ale usiłowania jego łamały się pod wpływem spojrzenia Celiny, w którem wyraźną była chłodna wzgarda i pewność zwycięstwa.
Stanisław obchodził się ze swym dawnym przyjacielem tak ozięble a poważnie, że ten musiał uczuć, iż i tu jeszcze grunt mu się pod stopami usuwa.