Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 045.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jego dający świadectwo, niż ekstatycznie płynące z samej tylko rozognionej wyobraźni tłumu.
Pewnego dnia letniego, około zachodu słońca z M. wyjechała kareta ciągnięta parą rosłych koni i szybko przebywszy przestrzeń dzielącą miasto od klasztoru, stanęła przed furtą. Z karety wysiadła młoda kobieta w ciężkiej ubrana żałobie, z twarzą bladą i noszącą na sobie wybitne znaki wielkiego moralnego cierpienia. Powoli zbliżyła się do furty i zadzwoniła. Z za muru rozległ się przeciągły i posępny odgłos dzwonka. Po tym odgłosie kilka minut trwało zupełne milczenie, w końcu za furtą dało się słyszeć ciche stąpanie, brzęknęły żelazne zasuwy, klucz kilka razy zakręcił się w zamku i przez wpółotwarte drzwi wysunęła się głowa okryta białym kapturem.
— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, — rzekła kobieta świadoma znać obyczajów zakonnych.
— Na wieki wieków, Amen, — odrzekł zakonnik pobożnie. — Kto? i z jakim interesem? — zapytał nie podnosząc oczu na przybyłą.
— Chciałam mówić z Ojcem Innocentym.
— A, to trudno! Wielebny Ojciec odprawia teraz z braćmi Nonę na chórze.
— Proszę was Ojcze, abyście mu powiedzieli, że przybyłam dla ważnej sprawy i trudno mi będzie przyjechać raz drugi, — nalegała kobieta.
Zakonnik uczynił głową znak zaprzeczenia i miał widoczny zamiar stanowczo odmówić, gdy uwagę jego zwróciła kareta, która właśnie w tej chwili czyniła przed furtą wielki krąg, aby stanąć nieopodal w cieniu kilku drzew. Na portjerze złocisto błyszczała korona szlachecka, umieszczona nad dwiema połączonemi cyframi, błyszczały też srebrne guzy liberji stangreta i brzękały bogate szory na pięknych