Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 031.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stanisława i kierowały jej postępowaniem.
Tak płynęły dni za dniami, spokojne na pozór, ale widmo nieszczęścia nie opuszczało jeszcze pięknego mieszkania, przeciwnie, groźniejsze niż kiedy błąkało się w około dwojga młodych ludzi, powlekając im twarze bladością cierpienia, a w serca wlewając obawę przyszłości.
Pewnego dnia w południowej porze, Celina weszła do błękitnego saloniku, w którym stał fortepian i zadzwoniła.
— Czy mąż mój jest w domu? — zapytała służącego.
— Tak, jaśnie pani. Zajęty jest w swoim gabinecie z jakimś starym żydem, który przyszedł przed godziną.
Lokaj odszedł.
Celina grać zaczęła.
Grała już dobre pół godziny, gdy wszedł Stanisław.
Na twarzy jego widoczne były ślady wzburzenia, którego przed chwilą doświadczyć musiał, usta blade, w oczach niepokój.
Celina powitała go milczącym uściskiem ręki i grała dalej.
Stanisław nie wyrzekłszy ani słowa, rzucił się na sofę, głowę oparł na dłoni i pogrążył się w myślach.
Celina grała ciągle. Drobna i kształtna jej kibić w ciemnej i jedwabnej sukni wdzięcznie rysowała się na błękitnem tle ściany, z pod rąk jej płynęła muzyka łagodnym, nieprzerwanym potokiem. Z twarzy męża odgadła, jakie tony potrzebne były jego wzburzonej, zniepokojonej duszy. Nie namiętne one miały być i nie bolesne, bo i bez tego w piersi jego wrzały niepokoje, żale i wyrzuty sobie samemu czynione. To też muzyka jej płynęła cicha, mięka i rzewna, dźwięki jej czyste, przytłumione choć wyraźne, zdawały się być drobnemi kroplami rosy spadającemi ku ochłodzeniu tego, co przez skwar życia przepalonem zostało. Była w nich