Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.2 208.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie postrzegła... jam nigdy nie przypuszczała, aby on mógł zwątpić o mojej miłości i aby znowu ktoś inny mógł odważyć się po moją miłość sięgać... i dla tego postępowanie Ordynata wydało mi się całkiem naturalne, tembardziej, że nie zwracałam na niego uwagi... ale teraz widzę... widzę wszystko... O pani! tyś mi życie wróciła!...
Mówiąc ostatnie słowa z całem uniesieniem swej wylanej kochającej natury, rzuciła się na szyję Kamili i okrywając twarz jej pocałunkami, szeptała:
— Przebacz! przebacz mi!
Ale Kamila nie objęła mięko tulącej się do jej piersi kobiety, nie oddała uścisku za uścisk. Przeciwnie, twarz jej bardziej jeszcze zimną się stała: gorzki uśmiech okrążył usta. Spokojnym, powolnym ruchem uwolniła się z objęcia Celiny i lekko odsuwając ją od siebie, odrzekła zimno:
— Nie masz mi pani za co dziękować, zrobiłam to, co zrobić byłam powinna, a gdybyś pani nie była tak długo chorą, uczyniłabym to daleko pierwej.
Celina była tak pogrążona w swojej radości, że nie zauważyła chłodu, z jakim Kamila przyjęła jej dziecięcy uścisk. Pochwyciła znowu obie jej ręce i mówiła z pospiechem:
— O ile piękna, o tyle jesteś pani dobra i szlachetna, dopełnij-że jeszcze jednego dobrego czynu, pomóż mi w dziele wyratowania człowieka, którego kocham...
— W jaki sposób mam to uczynić? — zapytała Kamila uwalniając ręce swoje z objęcia Celiny i usuwając się nieco od niej.
— Strzeż go od swego męża! — szepnęła żona Stanisława.
Kamila zaśmiała się przykro, prawie głośno:
— O, tego uczynić nie mogę! — odrzekła z chłodem.
— Dla czego? dla czego? — pytała z niepokojem Celina.