Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.2 166.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie przerywaj... nie o tem chciałem mówić, bo i cóż mnie może obchodzić Ordynata? nieprawdaż? Miałaś piękne bardzo perły... prawdziwe urjańskie... żydzi znają się na perłach... Czy znajdujesz Ordynata bardzo przyjemnym człowiekiem? mojem zdaniem ma oczy za blade, bez wyrazu... ha, ha, ha! malowana lalka!...
— Stasiu! tyś w gorączce! — jęknęła Celina z najwyższym niepokojem.
W istocie, mowa Klońskiego stawała się coraz bardziej niezrozumiałą i oczy robiły się nieprzytomne.
— W gorączce? — krzyknął nagle i zerwał się z krzesła, — kto mówi o gorączce? niegodziwość, to co innego... ja jestem niegodziwy... starego mego ojca wypędzę z domu... twoje klejnoty... zobacz w biurku...
Umilkł i stał przez chwilę chwiejąc się i błędnemi oczami wpatrując się w przestrzeń jakby tam kogoś widział.
— Stracić Celinę! — krzyknął nagle, — malowana lalko! nie zabieraj mi jej bo cię zastrzelę... Boże mój! głowa mi pęknie!
Schwycił się obu rękami za głowę i bez przytomności upadł na dywan u stóp żony.
Celina krzyknęła strasznie, podskoczyła i kilka razy targnęła taśmę od dzwonka tak silnie, że brązowa klamra oderwała się i została w konwulsyjnie zaciśniętej ręce.
Na tak gwałtowne dzwonienie, trzech lokajów i dwie panny służące ukazały się w różnych drzwiach salonu.
— Doktora! doktora! — wołała Celina głosem, który chrypiał jej w gardle i klęcząc nad mężem, odgarniała mu włosy z czoła, całowała jego sine i zamknięte oczy.
W pięć minut potem, z bramy domu z grzmiącym łoskotem wypadł kocz porywany rączemi, a chłostanemi przez stangreta końmi i zmierzał ku mieszkaniu jednego z doktorów,