Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.2 161.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Toziu! — zawołał Stanisław zrywając się, — idźmy ztąd! duszno mi! skonam! jeśli natychmiast nie wyjdę...
— Idźmy, — odparł Tozio wstając, — nie bierz bo tak tego wszystkiego do serca Stachu, — dodał kładąc rękę na ramieniu towarzysza ze szczerem współczuciem.
I oba zmierzyli do drzwi.
— I cóż? nie pożegnacie się nawet panowie z poczciwym Wigderem? — zapytał powstając żyd.
— Bodajbyś nigdy z piekła nie wylazł! — zawołał Kloński nie oglądając się.
— Czy tak jak pan nigdy z długów nie wyleziesz? — odpowiedział Wigder, — dobre życzenia! bardzo dziękuję panu!
I powiedziawszy jeszcze za młodymi ludźmi szyderskie:
— Do nóg upadam jaśnie wielmożnym panom, — zamknął drzwi za odchodzącymi.
Kilka sekund jeszcze słychać było kroki dwóch mężczyzn stąpających po pluskającej pod ich nogami wodzie i wszystko ucichło.
Wigder stał na środku swej izby i śmiał się cichym i gardłowym śmiechem, potem wyciągnął rękę w kierunku drzwi i rzekł głośno:
— Dzieci słabe, ochrzczone wodą, ale nie ochrzczone rozumem, panowie, których przodkowie byli wielkimi ludźmi, grunt drży pod wami, przez was samych podkopany, jak niegdyś Jerozolima na odgłos trąby rozgniewanego Boga! A my gałganiarze, szynkarze, potomki palonych na stosach czarowników, my, których lokaje wasi czują się w prawie łokciami potrącać i jak proch za drzwi wyrzucać, my podnosimy się na ruinach waszych, spychamy was z łonów waszych pradziadów i plujem na was obelgą ust niechrzczonych! Ha, ha, ha! panowie! bawcie się tak dalej, i coraz więcej,