Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.2 066.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Idę do Grabów, — odparł Kloński.
Na twarz Celiny wystąpił znów rumieniec, spokojnie jednak wyciągnęła rękę i rzekła:
— Do widzenia, kochany Stasiu.
W tych wyrazach było tyle słodyczy i łagodnego zgadzania się, a zarazem taki w nich zadrżał smutek głęboki, że Stanisław ujął rękę żony, pociągnął ją ku sobie i spojrzał w jej oczy. Zdawało się przez chwilę, że chciał ją przycisnąć do piersi, ale w mgnieniu oka usunął się i lekko tylko uścisnąwszy jej palce, wyszedł.
Celina zbladła bardzo i postawszy chwilę na miejscu, szybko przebiegła dwa salony i wyjrzała do przedpokoju. Zdawało się, jakby rażona obojętnem i niezrozumiałem obejściem się jej męża, pragnęła raz jeszcze go zobaczyć nim odejdzie.
Na środku przedpokoju stał Kloński, kamerdyner podawał mu paletot.
— Przychodził dziś żyd jakiś do jaśnie pana za interesem — mówił, — ale jaśnie pana wtedy w domu nie było.
Stanisław żywo podniósł głowę.
— A nie powiedział jak się nazywa?
— Owszem jaśnie panie, Wigder z Nadrzecznej ulicy.
Celina spostrzegła, że mąż jej bardziej jeszcze zmarszczył brwi i przygryzł usta.
— Jeżeli przyjdzie jutro, a mnie w domu nie zastanie, — rzekł do kamerdynera, — to poproś go, aby się więcej do mnie nie trudził, bo sam będę u niego.
Z temi słowy Stanisław wyszedł, nie postrzegłszy patrzącej na niego przeze drzwi żony.
W godzinę potem Celina siedziała w swojej sypialni, a Komorowska zajęta była około zawijania jej papilotów. Młoda kobieta smutnie mówiła do swej powiernicy-służącej: