Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.2 012.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zaśmiał się i umilkł na chwilę. Kamila siedziała ciągle nieruchoma, jednostajnie w niego wpatrzona, tylko zwolna, automatycznie podniosła rękę i położyła ją na sercu. Graba po kilku sekundach milczenia mówił dalej:
— U wstępu muszę uprzedzić cię, kochana żono, abyś bezpotrzebnie nie przerażała się oznakami starości, jakie spostrzegasz w tej chwili w mojej osobie. Nie jestem stary, bo mam lat trzydzieści sześć, a jeśli w stanie, w jakim mnie teraz widzisz, wyglądam na więcej, wina to... różnych cierpień i dolegliwości życia...
Ostatnie wyrazy wymówił z ironicznem westchnieniem i ciągnął dalej:
— Bo widzisz, nic tak nie zużywa człowieka i nie prowadzi go do przedwczesnej starości, jak cierpienia i troski. Ja, wychowany w zbytkach i próżnowaniu, nie raz w życiu musiałem sobie ciężko łamać głowę nad tem, jakby tym nałogom mej młodości zawsze zadość uczynić — ztąd miałem troski i włosy mi posiwiały. Następnie chorowałem wiele i często — pędziłem dwa razy więcej bezsennych niż spokojnych nocy i dla tego cera moja straciła świeży i zdrowy koloryt, wiekowi memu właściwy, ciągłe a różnorodne wrażenia wycisnęły mi na czole i skroni te oto zmarszczki, które dziś po raz pierwszy widzisz i diabelnie osłabiły mi jakiś nerw w twarzy tak, że jedno z moich oczu przyprowadza do ciągłego drgania. Z nabytków młodzieńczego wdzięku zostały mi tylko nienaruszone zdrowe a ostre zęby, jakby dla pokazania ludziom, że każdego, ktoby mi niezręcznie wlazł w drogę, potrafię do krwi ukąsić.
Jakby na potwierdzenie słów swoich, zasmiał się głośno i przeciągle, ukazując przez to dwa rzędy białych i ostrych zębów, poczem mówił:
— Smutna metamorfoza powierzchowności mojej zaszła