Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.1 176.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nienki, i gdyby nie to, że służba dobra i nie chcę ją stracić, zjadłby licha, jeżelibym darł dla niego buty w tym interesie. Ale, — dodał prostując się, — służąc u takich panów, trzeba być praktycznym.
— Co waspan mówisz? — zapytał stróż.
— Nic, nic, mówiłem, że waspan będziesz jeszcze nam, to jest, raczej mnie potrzebny...
— Do usług waspana, — rzekł stróż patrząc na rękę Michałka, która sięgała do kieszeni.
— Cetno czy licho? — zapytał nagle Michałek brzęcząc monetą.
— Licho! zawołał stróż.
— Zgadłeś waspan.
I wsypawszy w dłoń stróża kilka drobnych sztuk srebra, odszedł pogwizdując.
Jeszcze dni parę upłynęło. Na placu przed kościołem znowu zmierzchało, około sztachet kościelnych lekko i szybko przesuwała się wysoka i kształtna postać kobiety w okryciu i kapeluszu. Nagle z za jednej z topol rosnących za sztachetami, wysunął się wysoki mężczyzna, pomknął na plac i zagrodził sobą drogę kobiecie.
Przechodząca krzyknęła i cofnęła się o parę kroków.
— Pani! — zawołał mężczyzna stłumionym i drżącym głosem, — Kamilo! ukryłaś się przedemną, nie chciałaś mnie widzieć, ja cię znalazłem... jabym cię znalazł na drugim końcu świata...
— Panie, — odrzekła kobieta dumnie podnosząc głowę; — co upoważnia cię do tego, abyś mnie ścigał?
I chciała odejść.
— Upoważnia mię miłość dla ciebie, — odparł mężczyzna i znowu jej sobą drogę zagrodził, — Kamilo! ja bez ciebie żyć nie mogę!