Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.1 138.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To prawda, — rzekł Tozio. — Przepraszam cię Kalikście.
— Nie masz za co przepraszać. Zresztą gdybyś wypadkiem i nie mógł oddać, to czy nie jestże słusznem, aby kuzynki twoje zapłaciły podatek od niepotrzebnego sprzętu, które się dobrem sercem nazywa?
— Ale cóżby się z niemi samemi stało? — zarzucił Tozio po chwili milczenia.
— Nic bardzo złego, — odparł Graba. — Przecie muszą umieć po francusku i grać na fortepianie?
— Naturalnie.
— A więc zostałyby guwernantkami.
— Nie przyjdzie do tego, — rzekł Tozio tonem przekonania, — jak mama wróci, oddam wszystko.
— Tem lepiej, możesz więc tymczasem brać wszystko, co tylko ci dać zechcą.
Tak rozmawiając szli zwolna chodnikami. Naprzeciw nich postępowało też dwóch mężczyzn.
Bon jour Graba, — ozwał się nagle przeciągły i leniwo wymawiający każdą głoskę głos.
Bon jour Eduard, — odpowiedział Graba, — et tu cher Kloński, jak się masz?
Czterej mężczyźni powitawszy się wzajemnie, szli dalej razem. Nowożytny mędrzec ujrzał się otoczony połową swej szkoły.
Idąc, rozmawiali wesoło o szansach wczorajszej gry.
— Graba, jakże idą twoje interesa? — zapytał niespodziewanie Ordynat.
— Jakie interesa?
— Na ulicy Nadrzecznej?
A propos! — zawołał Tozio, — zdaje mi się, że para anglezów będzie moją!...